Dlaczego w Masywie Ślęży wycina się drzewa? Coraz więcej oburzonych
Sporo mieszkańców Sobótki i turystów z Dolnego Śląska pyta o osuwanie drzew w okolicach Raduni. Do naszej redakcji wysyłają fotki ogołoconych terenów leśnych.
Nadleśnictwo tłumaczy, że nie zarabia dużych pieniędzy na wycinaniu martwych drzew (fot. czytelnik)
Sporo mieszkańców Sobótki i turystów z Dolnego Śląska pyta o osuwanie drzew w okolicach Raduni. Do naszej redakcji wysyłają fotki ogołoconych terenów leśnych.
Ludzie skarżą się na masową wycinkę. Pojawiły się nawet teorie spiskowe mówiące, o tym że Lasy Państwowe zarabiają krocie na sprzedaży drewna. Oburzeni są okoliczni mieszkańcy, którzy zarzucają gminie bezczynność w tej sprawie.
– Nie możemy nic zrobić. Właścicielem terenu są Lasy Państwowe i nie mamy wpływu na ich działania – tłumaczył na spotkaniu z mieszkańcami Sobótki burmistrz Mirosław Jarosz.
W weekendy coraz więcej ludzi odwiedza Ślężę i okoliczne lasy. W szwach pęka parking na Przęłęczy Tąpadła. Tłok panuje również na Ślęży.
– Radunia nie jest tak oblegana turystycznie jak Ślęża. Wcześniej był tam piękny las, teraz tylko naga ziemia. Wiatr hula po łysych zboczach, ściółka spływa w dół doliny po kamieniach. Apokalipsa! – mówi Antoni Gajowicki, turysta z Wrocławia.
Według ludzi z wrocławskiego PTTK masyw stał się rejonem gigantycznego wyrębu.
– Czemu ma to służyć? Czy wszystko musi być podporządkowane kasie? To bezczelne wyciskanie zysku z tego malowniczego regionu. Chcemy wiedzieć, kto stoi za tymi działaniami – pytają turyści.
Właściciel – Nadleśnictwo Miękinia tłumaczy, że do 2016 roku „przebudowa” lasów odbywała się w sposób stopniowy a proces przemiany nie był gwałtowny. Jednak warunki pogodowe ostatnich lat (suche i ciepłe lato, bezśnieżne zimy) spowodowały deficyt wody prowadzący do suszy. To właśnie susza była głównym czynnikiem osłabienia świerków. Z tego powodu drzewa stały się podatne na ataki owadów – głównie kornika drukarza.
Bezśnieżne zimy i dodatnia temperatura sprzyjają rozmnażaniu się owada. Z tego powodu stopniowa przebudowa lasów przybrała gwałtowny charakter. Leśnicy z niepokojem obserwują ciepłą zimę, która nie napawa optymizmem.
Czy w miejsce wyciętych drzew powstaną nowe nasadzenia?
– Tak, to nie tylko nasza powinność ale obowiązek. Nadleśnictwo Miękinia, zgodnie z ustawą o lasach, jest zobowiązane do trwałego utrzymywania lasów i zapewnienia ciągłości ich użytkowania. W szczególności do ponownego wprowadzania roślinności w okresie do 5 lat od usunięcia drzewostanu – mówi Katarzyna Łyszkiewicz – z Nadleśnictwa Miękinia, odpowiedzialna za kontakty z prasą.
W kwestii teorii, że Lasy Państwowe zarabiają olbrzymią kasę na wycince, Nadleśnictwo tłumaczy, że nadrzędnym celem nie jest zarobek.
– Zajmujemy się usuwaniem martwych drzew. Przy tego typu pracach zarówno pracochłonność jak i koszty wycinki są wyższe niż w zdrowym lesie. Dodatkowo często drewno z takiego pozyskania ma obniżoną cenę i jest niechętnie kupowane – dodaje Katarzyna Łyszkiewicz.
Ekolodzy pytają, czy kora ze szkodnikiem, która spadnie z martwych drzew na ściółkę nie będzie zagrażała nowym nasadzeniom?
– Nie, jeżeli drzewa zasiedlone przez kornika zostaną wycięte oraz wywiezione z lasu w odpowiednim terminie tzn. kiedy larwy są jeszcze w stadium młodocianym. Kora, która odpada nie stanowi zagrożenia, ponieważ larwa do rozwoju potrzebuje łyka i wilgoci. Oprócz tego osłona drzewa wysycha, co uniemożliwia rozwój kornikowi. Larwy leżące na ściółce stają się też pożywieniem np. ptaków – kończy rzeczniczka.