Wraki samolotów zalegały na polach w okolicach Sobótki – materiał archiwalny
W Siedlakowicach po wojnie leżało mnóstwo spalonych pojazdów. W stodołach miały być ukryte dwa niemieckie czołgi. Wraki samolotów znajdowały się na lotnisku w Mirosławicach.
fot. Zdzisław Adamiec przeszedł Sybir. Po wojnie zamieszkał w Siedlakowicach
W Siedlakowicach po wojnie leżało mnóstwo spalonych pojazdów. W stodołach miały być ukryte dwa niemieckie czołgi. Wraki maszyn latających znajdowały się na lotnisku w Mirosławicach.
Czołgi miały być ukryte niedaleko skrzyżowania z drogą krajową nr 35. Tak twierdzą dawni mieszkańcy. W 1947 roku wszyscy Niemcy opuścili miejscowość. Nieoficjalnie mówi się, że Rosjanie pod stodołą w Siedlakowicach rozstrzelali dwóch Ukraińców. Sądzono, że pomagali Niemcom. Panowała straszna bieda. Nie było sklepów, ludzie sami piekli chleb i produkowali wędliny. Na całą miejscowość była tylko para koni.
– Wzdłuż drogi leżały spalone pojazdy radzieckie. Ostrzału mieli dokonać Niemcy. W Olbrachtowicach leżał samolot. To był wojskowy Jak. Nie wiadomo, co stało się z lotnikami. W Mirosławicach znajdywano śmigła, kadłuby od samolotów i części do aut– opowiada Zdzisław Adamiec, który osiedlił się tutaj po wojnie.
W 1947 roku ekipy remontowe utwardziły kostką fragmenty drogi krajowej nr 35, która przebiega przez gminę Sobótka. Kilkanaście lat później wylano pierwszy asfalt. W latach 70. pan Zdzisław otworzył punkt ślusarski, który z czasem przerodził się w warsztat samochodowy. Wykształcił też wielu uczniów. Punkt został rozbudowany i istnieje do dziś. Znajduje się blisko drogi krajowej.
– Wiele ciężkich prac nauczyłem się na zsyłce za Nowosybirskiem. Naprawiałem traktory i pracowałem przy wyrębie Tajgi. Mróz sięgał minus pięćdziesięciu stopni. Za prace ludzie dostawali 400 dekagramów chleba na cały dzień – wspomina mieszkaniec.
Na Syberii ziemia jest zamarznięta poniżej metra. Chcąc wykopać grób, ludzie musieli rozpalać ognisko w otworze na mogiłę. W tej części geograficznej nie rosną żadne drzewa owocowe tylko brzozy. Nikt jednak nie chorował na grypę.
– Z powodu niskiej temperatury zamarzało paliwo. Wymyślono więc samochody opalane gazem drzewnym – kończy pan Zdzisław.